Sesje indywidualne odbywają się przynajmniej raz w tygodniu w gabinecie lub online. Czas trwania i częstotliwość spotkań zależy od czynników osobistych oraz rodzaju problematyki. Proces, można powiedzieć, kształtuje się „na miarę”. Całość dzieli się na sesje wstępne i właściwe.
Zajmujemy się problemami wynikającymi z samego faktu bycia – ból emocjonalny, brak satysfakcji, spełnienia, uczucie bezsensu, współistnienia – trudne relacje, konflikty, wycofanie, zahamowanie lub jego brak oraz cielesności – bóle somatyczne, stany depresyjne i lękowe, myśli obsesyjne, uzależnienia.
Teoretycznym podłożem pracy są założenia z dziedziny psychoanalizy, filozofii i językoznawstwa. Skupiamy się nie tylko na tym, co tu i teraz, ale zaglądamy do źródeł, tam gdzie symptomy, traumy i powtórzenia mają swoją przyczynę. Celem jest osiągnięcie stanu określonego przez Freuda słynnym, aczkolwiek enigmatycznym, stwierdzeniem ”Gdzie TO było, mam JA zaistnieć”
Koszt sesji: od 60 euro (50 min)
„Kilka wieków temu moje ciało było owinięte w nieskończone zasłony i… bolało mnie. Wszystkie emocje były tak intensywne, że nie miałam spokoju. Ciągle rzucałam im wyzwanie, aby były żywe. I bolało mnie. Im bardziej cierpiałam, tym mocniej żyłam. Błędne koło! Psychologowie, psychoanaliza nie istnieli wtedy w moim życiu. Inne rzeczy były ważne. Aż ból stał się nie do zniesienia i wreszcie znalazł sposób, by we mnie wybuchnąć. Rozpadłam się. I tak znalazłam się w końcu naprzeciw kogoś i zaczęłam mówić. Okazało się, że od dawna szukałam i potrzebowałam obecności, która mogłaby usłyszeć (głównie o cierpieniu i bólu, które tylko ja mam w tym okropnym życiu) bez żadnej porady. Obecność, która słyszy poza słowami, które staram się tak ostrożnie umieścić. Obecność, która mnie rozumie nawet wtedy, kiedy się nie zgadza. W końcu ją znalazłam (różnymi ścieżkami) i od tego czasu nie przestałam mówić. Podróż rozpoczęła się więc od pewnego momentu, jakieś kilkadziesiąt lat wstecz… i zasłony zaczęły się rozwijać, a niektóre odpadać! Pierwszą zasłoną było uświadomienie sobie współistnienia naszego wspólnego świata z innym, całkowicie moim. Osobisty świat, zbudowany wyłącznie przeze mnie, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Nawet dzisiaj szukam go i szukam, ale nie zawsze go znajduję. Druga zasłona, kiedy zaczęła się rozwijać, ujawniła mi historię chorego drzewa, pozwalając zdać sobie sprawę z jego trudności, im dłużej na nie patrzyłam. Piękny obraz, bliższe spojrzenie na jego gałęzie pokazało, że niektóre pozostają w tyle. Im więcej patrzysz na gałąź, tym bardziej zdajesz sobie sprawę z jej słabości. Po przemyśleniu dochodzisz do wniosku, że gałąź musi zostać wycięta. Jeśli w końcu przezwyciężysz swoje zahamowania i ją odetniesz, wówczas soki i energia, które konsumujesz (bez żadnego istotnego celu), są teraz przekazywane pozostałym gałęziom. W szybszym tempie wzmacniają się, rosną i nadają roślinie zdrowszy wygląd. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz nadal widzieć drzewo, tylko teraz wiesz, że jest chore. Podobnie jak drzewo, ja też, ilekroć podejmę decyzję, aby trochę wstrząsnąć moim światem i coś zniszczyć, doświadczam nieopisanej mocy wraz ze słodkim spokojem. Kolejną trudną zasłoną, która powoli się poluzowuje, chociaż w niewiarygodnie wolnym tempie, jest świadomość mojej nieświadomości lub mojej podświadomości. Nie wiem nawet, która z tych dwóch cech jest poprawna psychoanalitycznie. Wiem tylko, że bez względu na to, jak bardzo wydaje mi się, że coś rozumiem, jeżeli sobie tego w pełni nie uświadomię, z pewnością będę tu przez następne stulecie z tymi samymi problemami. Najgorsza do rozwinięcia i przepracowania jest kwestia rodziców. Ta zasłona jest tak ciasna, ma tyle bólu, jest tak dobrze zakamuflowana, że nawet dziś kawałki jej tkaniny przylegają do mnie tak dobrze, że jesteśmy jednym i nie mogę ich oddzielić od mojego ciała. Emocje ukryte i oczywiste, troska, wiedza, relacje, dzieciństwo, dojrzałość, wina, wyrzuty sumienia, korzenie, ludzie, seksualność, nienawiść, mity, książki, odyseje, projekcje, przyjemności, moc, pożądanie… i tak wiele innych, które jeszcze przejdą przez moją głowę, a innym się nie uda. Niektóre zasłony rozpadają się, niektóre zostawiają swoje kawałki, niektóre rozluźniają się, inne na zawsze utkną w mojej skórze. Uwolnienie, które odczuwam po każdej sesji, jest jednak bezcenne, a po tysiącleciach myślenia o tym wszystkim dochodzę do ostatecznego celu mojej analizy. Lepsza znajomość ze mną. Trudność polega jednak na tym, że oboje lubimy tajemnicę (w końcu, jak w przypadku śmierci!), Więc myślę, że moje zainteresowanie jest nadal obecne.”*
* kilka słów z osobistego doświadczenia pewnej pacjentki